Dziś moja lekcja zwędrowała gdzieś między Limą a Cusco i zahaczyła o Machu Picu… Tak, tak, za zaczęło się tak niewinnie.. Temat „Going places…” czyli miejsca, w które można się zapuścić podróżując „on a shoestring” z małą ilością pieniędzy, budżetowo. Po chwili wprowadzenia, tradycyjnych słówek, dyskusja poszła spontanicznie wśród andyjskich dolin i brnęła śmiało w Kanionie Colca. Jak to uczennica, stwierdziła na koniec, Panie Maćku to nie była lekcja, to była … przygoda.
Po takich przygodowych doznaniach, zmieniam poziom angielskiego na wyższy, bo na lekcji już kolejny uczeń głodny wiedzy. Jednak bardziej dążymy do osiągnięcia płynności mówienia,bo językiem posługujemy się jako narzędziem. Nawet wytrawny zawodowy kierowca, czasem jeździ wolno i ostrożnie. Tak też u mnie ważny jest flow i uzyskanie pewności w mówieniu, bez względu na poziom. Tak zupełnie „By the way” wprowadzam konstrukcję „be going to” i planujemy:


lub też podróże w stylu


Sprawnie wplatamy w to gramatykę, ale bez przesady nastawiając się na „Express yourself and gain confidence!”
Wyraź siebie i nabierz pewności siebie. Przy okazji chwalę ucznia za płynne użycie czasu Present Perfect Continuous, którego nie koniecznie zna nazwy, ale operuje nim świetnie, Intuicyjnie, jak native. O to właśnie chodzi powtarzam!

Zawsze podczas moich zajęć odbiegam od sztamowych rozwiązań i schematycznych treści, nadaję jakość i wplatam w rozmowy jasne i klarowne zwroty, tak jak:
„value for money”

„travel light”

„where’s the night club”

„It’s amazing how people live here”
„The climate’s lovely”
„It depends what you like”,
Każdy dzień na moich lekcjach jest jak podróż: inny i ciekawy. A najważniejsze, że skuteczny i nastawiony na jakość i mówienie. Efekty to tylko kwestia czasu.
Bo zawsze powtarzam, że …
If you don’t give up on something you truly believe in, you will find a way.
Ja w Ciebie wierzę, teraz czas abyś Ty to zrobił/ ła
Let’s Get down to practise!!
