Blog rowerowy: Jezioro Bodeńskie Część III

Konstancja? Warta grzechu

Co to dopiero był za dzień. Obudziłem się skoro świt w…Konstancji. Małe de javu, bo przecież wczoraj do niej zawitałem, a dziś ugościła mnie noclegiem, towarzystwem i uroczym spacerem po zakamarkach miasta. Fajnie było się zagłębić w mistyczne miasto, pooddychać innym klimatem i zgłębić jej tajemnice. Zaszyć się w kawiarence, zadumać się przez chwilę. I czuć się bosko, bo:

 

Zbierałem do kolekcji każdy uśmiech bez końca,

Który się mieszał z żarem południowego słońca

W wąskich uliczkach rynku, nie będąc spiętym wcale

Patrzyli z zazdrością ludzie, dziwiły się krasnale

że mogłem tak bezwzględnie moim marzeniom sprostać

nie patrząc na przekór ale, tak po prostu się spotkać.

Zajrzeć ciekawsko w lustro, kręte dusz tajemnice

radzić, współczuć i zadrwić, zerwać czasu granicę

 

Tę granicę udało mi się zerwać, bo cofnęli czas o godzinę. Więc mogłem trochę dłużej w wersji Halloween zwiedzać miasto. Momentalnie zapadła mgła nad miastem, spowiła je niczym pajęczyna strachu. Zaraz ukazały się mroczne budynki, dynie i lampiony.

Ruszyłem w totalnej mgle, z nutką żalu pozostawiając Konstancję za sobą. Przez mglę nie widziałem czy uroniła łzę. Ruszyłem więc śmiało przed siebie. Przemierzałem pola, winnice, sady jabłkowe i jeszcze raz winnice. Dziś miałem dopiąć pętlę wokół Jeziora B. Ale nie jeden raz znalazłem czas aby się walnąć się w  krzaki, moszcząc swobie gniazdko obowiązkowym widokiem na jezioro. Wpadłem jeszczedo sadu na jabłka. Pani chciała mi sprzedać 2 skrzynki, ale widząc mój rower wyjęła 2 i życzyła: Viel Gluck. Udało mi się tez zajrzeć do lokalnej cukierni na szarlotkę i ciepłą czekoladę. Więc nie, nie głodowałem. A jeśli nawet to i tak karmiłem się widokami i konsumowałem otoczenie.  Raz po raz przebijały się przez mgłę  pola, zamki, palmy, plaże, wioślarze i nawet żuraw..

 

Jak mówi jedno a angielskich powiedzeń:

„Joys come from simple and natural things: mists over meadows, sunlight on leaves, the path of the moon over water.”

Tą myśl miałem w głowie podróżując dalej, przed siebie, z głową pełną myśli i inspiracji. Bo każda podróż inspiruje, zgodnie z powiedzeniem”.

 

Zostawiałem za sobą słońce, zachodziło szybciej, bo od dziś dzień krótszy o godzinę. Do Lindau już niedaleko. Wjeżdżam powoli w miasteczka na trasie. Moja podróż dobiega końca. Bulwarami wałęsają się ludzie, siadam jeszcze gdzieniegdzie aby chwycić ostatnie promyki jesieni, zobaczyć jak liście się mienią kolorami złota i czerwieni., wjeżdżam na parking. Pakuję rower, ogarniam się pomału. Jest jakaś 16:00, wsiadam do auta. O świcie powinienem być w domu, z małymi przystankami po drodze.

 

Ale jeszcze ostatni rzut oka na jezioro i góry w tle i dogania mnie myśl, aby:

Climb mountains not so that the world can see you but so that you can see the world

Kawałek tego świata udało mi się ujrzeć. Podziwiać go z wysokości, aby dostrzec więcej, pełniej, wszystkimi zmysłami

A co najważniejsze, nabrać inspiracji do kolejnych… A te już niedługo.

Stay tuned

 

 

Zobacz galerie z dnia trzeciego wyprawy nad jezioro Bodeńskie