Otoczeni przez góry i jeziora, ale też przez otwartych ludzi i ich sprawy, jechaliśmy wzdłuż rzek, gdzie koncerty na wodzie, tunele, mosty, także te przyjaźni stanowiły scenografię naszej wyprawy. Turkus jezior, wstęgi wodospadów, język na brodzie, zatrzymane oddechy nie wiadomo czy ze zmęczenia, czy z wrażenia, były scenariuszem każdego dnia.
Ucieczka przed deszczem, licytacja z prognozą pogody, zaklinanie chmur, desperackie szukanie schronienia, ale też piękno wschodu słońca nad namiotem w blasku tafli jeziora.. Te chwile zapamiętamy na długo. Mordercze podjazdy i serpentyny myśli, ciepły łyk herbaty i ten cierpki zawodu, stojąc na zlanej deszczem połoninie. Gdzie głód i zmęczenie częściej niż zdrowy rozsądek podejmował decyzje.
Nasze zmysły nieustannie były bombardowane przez kaskady widoków i krajobrazy myśli. Noc otulała nas dźwiękiem świerszczy i płaszczem wspomnień minionego dnia, gdzie smak żółtego sera mieszał się jeszcze z winem lokalnych winnic.
A co na deser?
Na deser kąpiel w jeziorach: genewskim, lub walensee, spacer po starej Lucernie i wielokulturowej Genewie, miłe spotkania na trasie wielu towarzyszy przygód @Ewcyna. Uznanie, szacunek i podziw, często dłuższa rozmowa wypełniona pytaniami: skąd? jak? dlaczego? lub też tylko skinienie dłoni..
Wreszcie jak w to w podróży bez planu bywa, a czasem też bez pomyślunku , desperackie szukanie noclegu o zmroku, złapana guma wraz z oponą, brak kluczy i jakichkolwiek części zapasowych, nie storpedowały dalszej jazdy. Bo największa podróż zaczyna się tam, gdzie kończy się strefa komfortu. A otwarty umysł i spokój myśli jest najlepszą receptą na wszelkie wypadki. Nawet na zagubione dokumenty pod sklepem w Nyonie. I gdy zorientowałem się o tym po wdrapaniu się ostatkiem sił na te 1400m n.p.m! W końcu szaleńcza jazda w dół po dokumenty i silna determinacja, że się uda i nie mniejsza wiara, że tam są!! Gdzie żadne przewyższenia nie mają znaczenia gdy w grę wchodzą cenne rzeczy. Zafundowałem sobie podwójną dawkę emocji, widoków i… różnicę wzniesień ponad 2400 m. n.p.m! W ciągu kilku godzin! A szok, radość i niedowierzanie po znalezieniu zguby, pozostaną ze mną na długo
A co jeszcze nam zostanie z tej podróży?
Łydki wyrzeźbione przez Alpy, charaktery przez wytrwałość i nieustępliwość, że można piękniej, spokojniej i… inaczej, po swojemu, mając czas na piknik na polanie przy dźwiękach dzwoniących krów i na pochłanianie kilometrów w swoim tempie, bez pośpiechu, wiedząc dobrze o tym, że każda wyprawa najpierw jest i tak w głąb siebie, a potem przychodzi cała reszta. Cała reszta dostroiła się do nas, bo co wieczór intrygowała nas myśl o tym gdzie zaśniemy jutro, kogo spotkamy, albo gdzie zamyślimy się na dłużej. To wszystko pchało nas pod górę mocniej niż siła mięśni i hart ducha..
I to z tej szwajcarskiej podróży zapamiętam najbardziej
