Prawie 3 tygodnie przez Niemcy, Austrię, Francję, ale głównie przez Szwajcarię, pedałując pod wiatr, przez góry majaczące w oddali, czasem z wiatrem stawiającym w poprzek, ale z niegasnącą nadzieją na znalezienie wygodnego noclegu.

Otoczeni przez góry i jeziora, ale też przez otwartych ludzi i ich sprawy, jechaliśmy wzdłuż rzek, gdzie koncerty na wodzie, tunele, mosty, także te przyjaźni🤝🌉 stanowiły scenografię naszej wyprawy. Turkus jezior, wstęgi wodospadów, język na brodzie, zatrzymane oddechy nie wiadomo czy ze zmęczenia, czy z wrażenia, były scenariuszem każdego dnia.

Ucieczka przed deszczem, licytacja z prognozą pogody, zaklinanie chmur, desperackie szukanie schronienia, ale też piękno wschodu słońca nad namiotem w blasku tafli jeziora.. Te chwile zapamiętamy na długo. Mordercze podjazdy i serpentyny myśli, ciepły łyk herbaty i ten cierpki zawodu, stojąc na zlanej deszczem połoninie. Gdzie głód i zmęczenie częściej niż zdrowy rozsądek podejmował decyzje.

Nasze zmysły nieustannie były bombardowane przez kaskady widoków i krajobrazy myśli. Noc otulała nas dźwiękiem świerszczy i płaszczem wspomnień minionego dnia, gdzie smak żółtego sera mieszał się jeszcze z winem lokalnych winnic🍷.

A co na deser?

Na deser kąpiel w jeziorach: genewskim, lub walensee, spacer po starej Lucernie i wielokulturowej Genewie, miłe spotkania na trasie wielu towarzyszy przygód @Ewcyna. Uznanie, szacunek i podziw, często dłuższa rozmowa wypełniona pytaniami: skąd? jak? dlaczego? lub też tylko skinienie dłoni..

Wreszcie jak w to w podróży bez planu bywa, a czasem też bez pomyślunku 🙈, desperackie szukanie noclegu o zmroku, złapana guma wraz z oponą, brak kluczy i jakichkolwiek części zapasowych, nie storpedowały dalszej jazdy. Bo największa podróż zaczyna się tam, gdzie kończy się strefa komfortu. A otwarty umysł i spokój myśli jest najlepszą receptą na wszelkie wypadki. Nawet na zagubione dokumenty pod sklepem w Nyonie. I gdy zorientowałem się o tym po wdrapaniu się ostatkiem sił na te 1400m n.p.m! W końcu szaleńcza jazda w dół po dokumenty i silna determinacja, że się uda i nie mniejsza wiara, że tam są!! Gdzie żadne przewyższenia nie mają znaczenia gdy w grę wchodzą cenne rzeczy. Zafundowałem sobie podwójną dawkę emocji, widoków i… różnicę wzniesień ponad 2400 m. n.p.m! W ciągu kilku godzin! A szok, radość i niedowierzanie po znalezieniu zguby, pozostaną ze mną na długo ☺👍

A co jeszcze nam zostanie z tej podróży?

Łydki wyrzeźbione przez Alpy, charaktery przez wytrwałość i nieustępliwość, że można piękniej, spokojniej i… inaczej, po swojemu, mając czas na piknik na polanie przy dźwiękach dzwoniących krów i na pochłanianie kilometrów w swoim tempie, bez pośpiechu, wiedząc dobrze o tym, że każda wyprawa najpierw jest i tak w głąb siebie, a potem przychodzi cała reszta. Cała reszta dostroiła się do nas, bo co wieczór intrygowała nas myśl o tym gdzie zaśniemy jutro, kogo spotkamy, albo gdzie zamyślimy się na dłużej. To wszystko pchało nas pod górę mocniej niż siła mięśni i hart ducha.. 💪

I to z tej szwajcarskiej podróży zapamiętam najbardziej ☺🚴